6 marca br. w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Stefana Żeromskiego w Zakopanem odbyło się spotkanie z poetą Krzysztofem Kuczkowskim zatytułowane „Narcissus poeticus i jego zapach”. Spotkanie poeta rozpoczął od tytułowego wiersza, w którym utrwalił obraz i zapach swojego dzieciństwa. Nie zabrakło także wierszy dotąd niepublikowanych, które publiczność nagrodziła brawami. Dzień później, Krzysztof Kuczkowski uczestniczył w spotkaniu w Muzeum Jana Kasprowicza na Harendzie, gdzie był przewodniczącym jury w Konkursie Jednego Wiersza im. Jerzego Tawłowicza podczas Nocy Poetów.
Przypomnijmy, że Krzysztof Kuczkowski urodził się w 1955 r. w Gnieźnie. Jest autorem szkiców, recenzji literackich i muzycznych; jurorem wielu konkursów, wykładowcą warsztatów poetyckich. W 1993 r. założył dwumiesięcznik literacki „Topos”, którym kieruje do dzisiaj. Jednym z inicjatorów Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego, organizatorem Festiwali Poezji w Sopocie. Redaktorem serii książek Biblioteka „Toposu”.
Opublikował tomiki wierszy: Prognoza pogody (1980), Pornografia (1981), Ciało, cień (1989), Trawa na dachu (1992), Widok z dachu (1994), Stado (z K. Szymoniakiem, 1995), Anioł i góra (1996), Niebo w grudniu (1997), Wieża widokowa (wybór wierszy, 1998), Tlen (2003), Pieśń miłości, pieśń doświadczenia (z W. Kassem, 2006), Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości (2007), Wiersze [masowe] i inne (2010).
Zredagował antologie poezji Podróż do Gdańska (2009) oraz dwujęzyczną Six Poets: Twenty-eight Poems (2011). Autor słuchowiska radiowego: Opowieść o Truposzu (2008) oraz perfomence’u (wspólnie z muzykiem Romanem Puchowskim, debiut sceniczny – 2007) pod tym samym tytułem.
Laureat m.in. Nagrody Prezydenta Miasta Sopotu „Sopocka Muza” za wybitne osiągnięcia w dziedzinie kultury (1996), srebrnego medalu Zasłużony Kulturze „Gloria Artis” (2008) oraz Nagrody „Nowej Okolicy Poetów” za dorobek poetycki (2008).
Od 1981 roku mieszka w Sopocie, od 2009 w Gdyni-Orłowie.
Narcissus poeticus
Na ganku chłopiec w sandałach z niedbale
opuszczonymi kolanówkami, przy ścieżce wbitej
aż po szopę w piaszczyste ciało ogrodu zielone
włócznie narcyzów, dziadek Franek cierpliwie
wykrawa robaki ze spadów klapsów i koszteli,
wokół studni bukszpan wieczniezielony, dalej
klatki po królikach, mieszkają w nich sterty
butów, wołają jeść, ale jeszcze można w nich
spryskiwać drzewa albo bielić wapnem pnie śliw i
jabłoni, z tego miejsca nie widać szosy z rzeźnikiem
herbu „Końska Mucha”, ani altany po przeciwległej
stronie ogrodu, nie słychać też hałaśliwego
Murzyna, psa sąsiadów, bańka ciszy
przepływa pomiędzy wysokopiennymi krzakami
agrestu i rozłożystymi koszami porzeczek białych
i czerwonych, omija rozpięte na żerdziach
pomidory i odbija się od pomarańczowych dyni,
teraz są jeszcze wielkości dziecięcej piąstki,
jesienią, kiedy zaczną być podobne do piłek
lekarskich i jak one ciężkie, opuszczą grządki
jako ostatnie, wtedy też w różnych częściach
ogrodu zapłoną małe ogniska ubrane w siwe kołpaki
dymu, będą żółknąć zdjęcia, pękać pnie drzew,
zapadną się szopa i altana, cynkowane wiadro
utopi się w studni, zardzewiały sierp spadnie
z gwoździa, zakryją go namioty łopianów
i rabarbaru, będą umierać ogrodnicy – dziadek,
ojciec, a ich synowie już nie będą umieli odnaleźć
drogi do ogrodu, będą patrzeć tęsknie na płoty
i na to co skrywają, w końcu ich oczy przestaną
widzieć, język przestanie nazywać, więc gdyby
nawet ujrzeli ten ogród, którego przecież zobaczyć
nie mogą, pewnie nie rozpoznaliby ani
chłopca w sandałach, ani mężczyzny na leżaku
z ostrym jak brzytwa kozikiem do nacinania i
szczepienia gałązek, ani Staruszki, pręgowanej
kotki, która nosiła na grzbiecie wszystkie
odcienie brązów i późnej czerwieni, nie będą umieli
napić się wody ze studni, w której za Niemca
dziadek Franek utopił swoją szablę, zresztą taka
woda wydobyta z ciemnego dna studni już
nie mogłaby im smakować, zresztą tej studni już
nie ma, a może nie ma i nieba, które mogłoby się
odbijać w martwym oku wody. A co jest?
Narcyz biały, drobny kwiatek, którego na północy
nazywają lilią zielonoświątkową, jego zapach,
który jest istnieniem i język, który sam sobie
wybiera usta, żeby przez nie mówić.